Dlaczego, jeśli chodzi o mężczyznę, wstrzymywanie się od współżycia tradycyjnie widziane jest jako powód do wstydu, natomiast gdy mówimy o kobiecie, nieuprawianie seksu odmalowywane jest zdecydowanie bardziej jako powód do dumy?
Zastanawiałyście_zastanawialiście się kiedyś nad tematem podwójnych standardów dotyczących „dziewictwa”? Rozmyślając nad tym pytaniem, przyjrzymy się dziś paru ważnym zagadnieniom dotykającym tematu inicjacji seksualnej i płci.
Seks jako “męska” dziedzina
Brak seksualnego doświadczenia u mężczyzny często widziany jest jako coś niewłaściwego ze względu na tradycyjnie przypisane męskości role płciowe. Według nich mężczyzna powinien być: aktywny, pewny siebie, przejmujący inicjatywę, zdobywczy i dominujący. Kobieta natomiast, dla kontrastu (tak jakby ludzkość dzieliła się na dwie zupełnie inne części, a nie składała się z miliardów indywidualności…) powinna być: pasywna, skromna i nieśmiała, usłużna i podległa. Biorąc pod uwagę powyższe stereotypy, to mężczyźnie przypisano rolę tego, który powinien wykazywać się większym doświadczeniem seksualnym, „zdobywać” kobietę i inicjować współżycie.
Zauważcie, że w patriarchalnej kulturze, w której żyjemy, w ogóle sam seks widziany jest często jako dziedzina życia z gruntu męska, w której kobieta może uczestniczyć, przeważnie „oddając się” mężczyźnie. Oczywiście, nie uważamy, że wszystkie kobiety są seksualnie pasywne lub nie podejmują współżycia z powodu własnych potrzeb – wręcz przeciwnie. Chodzi nam o to, jak sprawę tę przedstawia mainstreamowa kultura: w wielu jej przekazach, seksualność skrojona jest bardziej pod męskiego, niż kobiecego odbiorcę (pomyślcie o reklamujących przeróżne produkty kobiecych nagich ciałach, kinematografii, w której z ogromnym prawdopodobieństwem to raczej detale ciała kobiety, a nie mężczyzny, przykuwać będą oko kamery itd.), tak jak gdyby seks był bardziej dla mężczyzn niż dla kobiet.
Brzmi absurdalnie prawda? W końcu do współżycia (często) potrzeba obydwu płci i w rzeczywistości kobiety są i mogą być tak samo aktywnymi oraz równoważnymi uczestniczkami tego aktu, jak mężczyźni.
Szkoda tylko, że wiele kobiet uczonych było (choćby „podprogowo”, za sprawą od dziecka oglądanych filmów i czytanych książek) odwrotnego komunikatu: że powinny przede wszystkim odpowiadać na seksualne potrzeby partnera, a nie interesować się swoją własną seksualnością, zastanawianiem się co im sprawia przyjemność i mówieniem o tym osobie, z którą współżyją. Pomyślcie tylko, ile takie czarno białe dzielenie sksualności przynosi obydwu płciom wstydu, frustracji i problemów komunikacyjnych i jak bardzo ogranicza ono indywidualną ekspresję tak szalenie intymnej sfery życia, jaką jest sksualność, wkładając nas wszystkich w z góry narzucone role i odcinając, zarówno mężczyzn, jak i kobiety, od siebie samych.
Zobacz też: Jak w nas – kobietach – działa zinternalizowana mizoginia?
Dziewictwo i jego “utrata”
W tym kontekście, przyjrzyjmy się sformułowaniu „utrata dziewictwa”. Sugeruje ono, że kobieta uprawiając seks po raz pierwszy, nie zyskuje dla siebie czegoś, czym mogłaby się cieszyć, tylko coś traci, zostaje czegoś ważnego pozbawiona. Ten językowy fakt bardzo dobrze odzwierciedla przestarzałe podejście do kobiecej aktywności seksualnej – bycie dziewicą było bowiem przez wieki uznawane za jednoznaczny atut i stanowiło pewnego rodzaju walutę, której posiadaczka plasowała się nieporównywalnie wyżej na rynku matrymonialnym, niż ta, która swoją „cnotę” „utraciła”.
Tylko dlaczego dziewictwo kobiety było aż tak ważne w kontekście zamążpójścia? Cóż, małżeństwo przez wieki było swego rodzaju kontraktem zawieranym pomiędzy kobietą i mężczyzną oraz ich rodzinami. Dziewica postrzegana była jako najlepszy możliwy materiał na żonę, nie tylko dlatego, że wierzono, że kobieta, która nigdy nie współżyła, jest piękniejsza i moralnie lepsza, ale również z dość prozaicznego, ale jakże istotnego w kontekście dobijania małżeńskiego targu powodu – jeśli mężczyzna „wziął sobie” niewspółżyjącą do tej pory kobietę, mógł mieć (do pewnego stopnia) pewność, że jest jedynym mężczyzną w jej życiu, a przez to potomstwo, które narodzi się z tego związku, będzie należało do niego. Chcąc być dosadną, można by powiedzieć, że dziewica równała się więc po prostu z pewniejszą inwestycją w rozwój konkretnego rodu oraz zapewnienie jasnych zasad co do tego, kto dziedziczy po kim. (*MATERIAŁ na żonę, mąż BIERZE żonę, kobieta TRACI dziewictwo i jest mniej WARTOŚCIOWA etc. – zauważyłyście_zauważyliście jak wiele w tych słowach kryje się uprzedmiotawiania kobiet, a przynajmniej ich ciał?)
Zobacz też: Co jest nie tak z mówieniem dziewczynce „jesteś już kobietą”?
Dziewictwo to dziś przestarzały koncept
Wróćmy teraz do czasów współczesnych. Skoro wiemy, że waga dziewictwa jest przestarzałym i niezbyt pasującym do dzisiejszego systemu społecznego konceptem, podrążmy jej temat jeszcze głębiej. Czy dziewictwo w ogóle…istnieje? Spójrzmy na anatomiczne fakty: naukowo udowodniono, że tego, czy kobieta współżyła z penetracją, nie da się tak naprawdę jednoznacznie stwierdzić podczas badania jej „błony dziewiczej” (którą dziś nazywamy hymenem). Hymen bardzo różni się w zależności od osoby: u wielu osób nie rozrywa się on podczas pierwszego stosunku (a bywa, że nie rozrywa się nigdy), ze względu na to, że jest bardzo rozciągliwy. Do tego, około połowa kobiet nie krwawi podczas pierwszej penetracji właśnie ze względu na brak przerwania hymenu, lub z powodu wcześniejszego uszkodzenia go podczas np. uprawiania sportu, lub wkładania tamponu. (Te informacje mogą brzmieć dziwacznie, skoro wiele z nas całe życie słyszało inne informacje na temat „błony dziewiczej”. By dowiedzieć się więcej szczegółów obejrzyjcie filmik: „The virginity fraud | Nina Dølvik Brochmann & Ellen Støkken Dahl | TEDxOslo” lub przeczytajcie artykuł „Błona dziewicza, czyli hymen w pytaniach i odpowiedziach” na stronie yourkaya.pl.
Definicja dziewictwa to indywidualna sprawa
Koncept dziewictwa trochę podupada, kiedy okazuje się, że sprawdzenie, czy kobieta kiedykolwiek odbyła stosunek z penetracją, jest porównywalnie trudne ze stwierdzeniem, czy seks uprawiał mężczyzna. Zresztą, kiedy mówimy o „utracie dziewictwa”, duża część osób machinalnie myśli o stosunkach penis-wagina, a przecież seks nie ogranicza się wyłącznie do nich. Zauważcie też, że tradycyjne pojmowanie dziewictwa całkowicie wymazuje z rozmowy o seksualności osoby nieheteronormatywne, które przecież mogą być aktywne seksualnie, nigdy nie odbywając stosunku w konfiguracji penis-wagina. Czy w takim razie są one dziewicami?
Jak widać, dla wielu osób definicja tego, czym dziewictwo jest, a czym nie jest, będzie znacznie różniła się między sobą, co oznacza, że pojęcie to jest społecznym konstruktem, a nie obiektywnym, medycznym faktem. To, kiedy decydujemy się na inicjację, nie powinno być podyktowane zewnętrznymi przykazami na temat naszej płci – w końcu seksualność to jedna z najintymniejszych sfer naszego życia i to nie narzucone z góry, przestarzałe i stereotypowe normy, ale my same_sami, jako jednostki, powinniśmy mieć swobodę decyzji o tym, jak, kiedy i czy chcemy ją eksplorować.*
*Oczywiście mówimy o konsensualnych stosunkach pomiędzy dorosłymi osobami.